czwartek, 12 grudnia 2019

Holly Black - Okrutny książę

"Okrutny książę" to jedna z tych książek, na które nieustannie natykałam się wszędzie od dnia jej premiery. O niej się mówiło. Na portalach społecznościowych wciąż widziałam kolejne pozytywne recenzje. Na instagramie co i rusz wpadałam na zdjęcia, z których spoglądała na mnie ta intrygująca biała okładka, jakby namawiając do kupienia i zagłębienia się w treść. I jak zwykle dałam się przekonać do sięgnięcia po książkę ze względu na cały ten szum wokół niej, bo przecież coś musi w tym być, prawda?

Krwawa zbrodnia odmienia los trzech sióstr. Ich rodzice giną, a one same zostają porwane do Elysium, świata elfów, odtąd zmuszone żyć pośród nich. Mija dziesięć lat. Jude za wszelką cenę próbuje znaleźć swoje miejsce w świecie, w którym przyszło jej żyć, pomimo pogardy dumnych elfów widzących w niej jedynie żałosną śmiertelniczkę. Najgorszy jest Cardan, najmłodszy syn Najwyższego Króla elfów, Eldreda. By zdobyć pozycję na Dworze, Jude musi rzucić mu wyzwanie i ponieść konsekwencje. Wkrótce dziewczyna przekonuje się na własnej skórze, jak okrutny i pełen ułudy jest ten świat. Gdy nad krainą elfów zalega widmo wojny, Jude gotowa jest zaryzykować wszystko, by ocalić siostry i Królestwo.

Naprawdę chciałam polubić tę książkę. Spodziewałam się po niej wciągającej przygody z ciekawą intrygą i barwnymi postaciami, które na długo zapadną mi w pamięć. Najwyraźniej jednak jak zwykle miałam zbyt wysokie wymagania. Fakt, że męczyłam tę pozycję od kwietnia i skończyłam dopiero teraz (wciąż nie wiem, jakim cudem), mówi sam za siebie. Może i tytułowy książę był okrutny (przynajmniej przez pierwszą połowę książki), ale okrutniejsza od niego okazała się ta piekielna nuda, jaką odczuwałam właściwie od początku do samiuteńkiego końca - z niewielkimi przerwami na ataki histerycznego śmiechu, po których miałam ochotę komuś (okrutnie) przyłożyć, najlepiej tą książką.

Skończyłam czytać zaledwie dwa dni temu, a już ciężko mi sobie przypomnieć jakieś konkretne fakty z tej książki, początkowo historia opowiadana z perspektywy Jude wydawała mi się strasznie przegadana i niepotrzebnie rozciągnięta. Scen ze szkoły, do której musiała uczęszczać bohaterka ze swoją siostrą bliźniaczką, Taryn, tak naprawdę mogłoby nie być. Najbardziej jednak zaskoczył mnie fragment, kiedy bohaterka w jakimś dziwnym zrywie, którego nic nie zapowiadało, postanowiła uratować zaczarowaną ludzką służącą pracującą w domu jednego z książąt. Nie mam pojęcia, co miało to wnieść, może w kolejnym tomie okaże się, że miało to głębszy sens, co nie zmienia faktu, że wyszło trochę tak, jakby autorka nagle wpadła na ten pomysł "bo tak". Odniosłam też wrażenie, że autorka najwyraźniej ma jakąś awersję do scen akcji, uparcie ich unikając lub opisując je bardzo niemrawo. Większość istotnych wydarzeń przypadła na drugą połowę książki, głównie na jej koniec, co może byłoby do wybaczenia, gdyby nie były opisane tak topornie.

Olbrzymi problem miałam też z bohaterami, o których właściwie niewiele da się powiedzieć. Płascy i nijacy, po zakończeniu lektury połowa z nich zupełnie wypadła mi z pamięci. Jude od początku kreowana była na bohaterkę mającą wielkie plany i ambicje, ale kiedy przychodziło co do czego, często tchórzyła i wycofywała się ze strachem. Później przeszła zaskakująco szybką przemianę, gotowa posunąć się naprawdę daleko, nawet do pozbawienia kogoś życia, właściwie bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Nawet się nad tym nie zastanawiała. Wypadło to kiepsko i mało wiarygodnie, zwłaszcza jeśli spojrzymy na późniejsze wydarzenia i fakt, że owa śmiertelniczka, nie mająca szans z przebiegłymi elfami, ostatecznie zdołała pokonać ich wszystkich. Skoro tak miało się to skończyć, być może autorka powinna była wykreować ją zupełnie inaczej.

Jednak najbardziej do szału doprowadzał mnie Cardan. O, bogowie! Czy ja się kiedyś doczekam dnia, w którym postacie męskie przestaną być kreowane na kompletnych dupków traktujących bohaterki jak śmiecie, by później się zrehabilitować swoją trudną przeszłością? Czy autorki nie mogą sobie darować tego całego "nienawidzę cię, bo nie mogę przestać o tobie myśleć, ale nigdy nie chciałem nikogo skrzywdzić lub zabić"? Nie, to nie wymazuje automatycznie wszystkich win. I nie, to nie tłumaczy niereagowania, kiedy ktoś inny zadaje komuś ból. Dołóżmy do tego pocałunek, do którego doszło między bohaterami, i odruch wymiotny gwarantowany.

Nie polecam tej książki nikomu, czytacie na własną odpowiedzialność. Ja zdecydowanie odpuszczę sobie kolejne tomy, mimo że strasznie nie lubię zostawiać niedokończonych serii. W tym przypadku zrobię wyjątek, musiałabym być naprawdę zdesperowana, żeby czytać dalej tę historię. I tylko trochę mi przykro, bo planowałam przeczytać "Kroniki Spiderwick", jako że w dzieciństwie uwielbiałam film, a teraz zupełnie straciłam chęć.

Tytuł: Okrutny książę
Seria: Okrutny książę (tom 1)
Autor: Holly Black
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 19 września 2018
Liczba stron: 400
ISBN: 9788376867243

1 komentarz:

  1. Też zauroczona filmem "Kronikami Spiderwick" sięgnęłam po tę książkę. Też się zawiodłam. Nie rozumiem jej popularności. :/

    OdpowiedzUsuń