piątek, 11 maja 2012

William Hussey - Łowca Czarownic. Szubienica o zmierzchu

Życie Jacoba Josiaha Harkera jest ciężkie. Chłopak ma dopiero kilkanaście lat, a już spotkało go wiele cierpienia. Od zawsze interesowały go horrory i wszystko, co z nimi związane. Jego rodzice pracowali w Instytucie Hobarrona, który zajmował się nie tylko badaniami naukowymi, lecz także… walką z czarnoksiężnikami i demonami. Młodzieniec został wplątany w serię niecodziennych zdarzeń i dowiedział się, że zależy od niego los całego świata. Tylko on jest zdolny pokonać piekielne pomioty i powstrzymać je przed zniszczeniem ludzkości. Czy uda mu się zwyciężyć w tym starciu? Jak potoczą się jego losy? Odpowiedź na te pytania znajdziecie w „Łowcy Czarownic. Szubienicy o zmierzchu”.

Pan Demonów zdołał wydostać się z piekła. Pojawia się teraz w różnych miejscach na ziemi, pozostawiając po sobie wypalony symbol trójzęba. Już wkrótce rozpęta się krwawa wojna, bowiem potwór zbiera armię. Jedyną osobą, która może stanąć na jego drodze, jest Jake Harker. Chłopak ma jednak inne problemy. Magia, jaką władał, przepadła nagle jak kamień w wodę. Bez niej Jacob jest bezsilny i nawet z przyjaciółmi u boku nie zdoła zwyciężyć w starciu z Panem Demonów. Na dodatek stan ojca chłopaka nie jest tak dobry, jak wszyscy mówili. Mężczyźnie zostało już niewiele czasu… Jake rozpaczliwie szuka lekarstwa, przygotowując się jednocześnie do nieuniknionej bitwy. Musi cofnąć się w czasie do XVII wieku, do bezwzględnych czasów, kiedy to słowo Łowcy było niemal święte, a ludzie ginęli na stosach oskarżeni – słusznie lub nie – o czarnoksięstwo. Od powodzenia jego misji zależy wszystko. Możliwości są tylko dwie: wygrana albo… niechybna śmierć.

Sięgnęłam po drugą część Łowcy Czarownic z niemałą ciekawością. Tytuł, a także fakt, iż została ona wydana przez moje ulubione wydawnictwo, sprawiły, że odsunęłam na bok wszystkie inne powieści, byle tylko jak najszybciej zagłębić się w lekturze. Opis z tyłu książki również mnie zaintrygował. Czy było warto przeczytać tę pozycję? Mimo iż fabuła wydaje się być nieco oklepana, odpowiedź brzmi: tak.

Przez pierwsze kilkanaście rozdziałów zupełnie nie mogłam się wciągnąć w lekturę, wyobrazić sobie opisywanych miejsc i zdarzeń. Na szczęście udało mi się wczuć w akcję w momencie, gdy główny bohater przeniósł się o kilkaset lat wstecz. Interesuje mnie historia tamtych czasów, więc to było coś w sam raz dla mnie. Warto tutaj zaznaczyć, że autor ma dużą wiedzę na temat polowań na czarownice, przesłuchiwania osób oskarżanych o czary, a także zdobywania „dowodów” na wszelkie dostępne sposoby – również je wymyślając. W moje ręce wpadła kiedyś książka o tej tematyce i czytając dzieło Williama Husseya, od razu spostrzegłam, że autor doskonale się w tym orientuje.

Jeśli chodzi o postacie – tu trochę się zawiodłam. Spodziewałam się pełnokrwistych, żywych bohaterów, którzy zostaną mi w pamięci na długo po skończeniu lektury. Niestety wydawali mi się oni odrobinę niedopracowani, zupełnie jakby autor skupił się na najważniejszych postaciach, czyli Jacobie, Panu Demonów i kilku innych. Muszę jednak przyznać, że młodego Harkera bardzo lubię. Chłopak bez względu na wszystko chce znaleźć lekarstwo dla ojca, który jest dla niego najważniejszy. Przejawia także dużą odwagę w obliczu czyhających na niego niebezpieczeństw. Tak czy owak Jake wydał mi się trochę za dojrzały, jak na swój wiek. Czy zaledwie szesnastoletni chłopak jest skłonny do tego, by w najtrudniejszych chwilach myśleć tylko i wyłącznie o umierającym ojcu i przyjaciołach, którzy być może również niedługo stracą życie? Nie sądzę.

William Hussey stworzył świat pełen mroku, cierpienia i różnorakich niebezpieczeństw. Przedstawiona z ogromną wyobraźnią i pomysłowością historia intryguje czytelnika i sprawia, iż chce on poznać kolejne losy bohaterów. Styl autora jest lekki i zrozumiały dla każdego. Nie mam mu nic do zarzucenia. Czyta się naprawdę bardzo przyjemnie. Hussey raczy nas świetnymi opisami poszczególnych miejsc, krwawymi i przerażającymi scenami, a także szczyptą humoru zawartą w dialogach bohaterów. Trzecioosobowa narracja ukazuje nam losy różnych postaci, nie tylko tych „dobrych”, lecz również ich wrogów. Akcja toczy się szybko, zaskakując czytelników nagłymi zwrotami oraz kolejnymi tajemnicami. Wprawdzie motyw chłopca, od którego zależą losy świata, jest już lekko przereklamowany, ale autor stworzył historię, która sprawia, że fakt ten niknie pomiędzy innymi wątkami i nie odrzuca czytelnika.

Wraz z rozwojem wydarzeń, bohaterowie spotykają na swojej drodze najróżniejsze istoty. Oprócz czarowników i ich demonów odnajdujemy w powieści zjawy z celtyckich legend, zwierzołaka oraz trolle. Znalazło się także miejsce dla cynocefala – mitologicznego stworzenia o korpusie człowieka i głowie psa. Wszystkie te postaci czynią książkę jeszcze atrakcyjniejszą.

Niestety, ku mojemu ubolewaniu, w „Łowcy Czarownic. Szubienicy o zmierzchu” znalazło się także trochę błędów. Natknęłam się na literówki, które zdarzają się chyba w każdej książce. W kilku miejscach brakowało przecinków lub były w nieodpowiednich miejscach. Kilka razy odniosłam wrażenie, że poprzestawiany jest szyk zdania. Były również gorsze niedopatrzenia. Mogę tutaj przedstawić cytat: „Upiorne kobiety zbliżyły się bliżej i chłopak zobaczył ich postacie wyraźniej”. Cóż… czy mogły się zbliżyć dalej? To zupełnie jak „cofać się do tyłu”. W innym miejscu pomieszano imiona. Napisano „Jake”, choć cały fragment dotyczył Simona.

Gdy bierzemy do ręki książkę, pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy, jest okładka. Widnieje na niej mężczyzna ubrany w strój sprzed kilkuset lat. W jednej ręce dzierży sztylet, w drugiej linę. Na głowie ma kapelusz, a jego poznaczona bliznami twarz wyraża bezwzględną pewność siebie i wyższość. Za nim wznosi się szubienica. W cieniu możemy dostrzec także postać kata. U góry znajduje się spowity różowo-fioletowym płomieniem tytuł trylogii. Niżej dostrzegamy białe litery układające się w nazwisko autora oraz podtytuł powieści. Całość przyciąga wzrok czytelnika, a ciemne barwy w połączeniu z czerwienią ognia oświetlającego postać na pierwszym planie nadają  mrocznego klimatu.

Przerzuciwszy kilka pierwszych stron, widzimy, że powieść napisana jest wyraźną czcionką, którą czyta się bardzo dobrze, nie męczy ona wzroku. Tytuły poszczególnych rozdziałów przedstawiono dużymi literami wyglądającymi, jakby zapisano je piórem.

Warto także zaznaczyć, że książka nie niszczy się zbyt łatwo. Udowodniła to testerka, w osobie mojej siedmioletniej siostrzenicy. „Łowca Czarownic” okazał się na tyle mocny, że wyszedł ze starcia z dziewczynką z zaledwie kilkoma nieszkodliwymi ranami – paroma pogniecionymi stronami i jedną odrobinkę naderwaną. Noszenie powieści w plecaku, pośród szkolnych podręczników, również nie spowodowało zbyt dużych szkód.

Jak już niejednokrotnie się przekonałam, w przypadku oklepanej tematyki utworów liczy się wykonanie. Jeden autor napisze kolejną typową bajeczkę, której czytelnik już po tygodniu nie pamięta, a inny stworzy coś, co intryguje i wciąga. William Hussey zdecydowanie należy do tej drugiej grupy. „Łowca Czarownic” to bardzo dobra powieść, napisana z ogromną wyobraźnią, której można tylko pozazdrościć. Polecam ją każdemu, kto zaznajomił się już z przygodami Jake’a, a osobom nie znającym jeszcze dzieł tego autora radzę sięgnąć po pierwszą część serii.

Tytuł: Łowca Czarownic. Szubienica o zmierzchu
Tytuł oryginalny: Witchfinder: Gallows at Twilight
Autor: William Hussey
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: luty 2012
Liczba stron: 464
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Projekt okładki: Piotr Foksowicz
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-7686-076-3