środa, 26 września 2012

Anne Plichota i Cendrine Wolf - Oksa Pollock. Ostatnia nadzieja

Harry Potter w spódnicy? Nic bardziej mylnego…

Oksa Pollock. Ostatnia nadzieja to książka autorstwa dwóch Francuzek – Anne Plichoty i Cendrine Wolf. Ich dzieło spotkało się z wieloma pochlebnymi recenzjami. Zapanowała tak zwana pollockmania. Czy taka opinia jest słuszna? Sprawdźcie sami.

Główna bohaterka to trzynastoletnia dziewczynka, która do tej pory sądziła, iż jest zwyczajną nastolatką. Jej rodzina przeniosła się z Francji do serca Anglii. Tuż przed rozpoczęciem nauki w nowej szkole, Oksa odrywa, że posiada nadprzyrodzone zdolności. Zawsze marzyła o zostaniu wojownikiem ninja, toteż jest bardzo zafascynowana i przestraszona swoimi umiejętnościami. Wkrótce na brzuchu Oksy pojawia się tajemnicze znamię, co jeszcze bardziej potęguje zagubienie nastolatki. Niedługo potem babcia wyjaśnia dziewczynce, że rodzina Pollocków pochodzi z Edefii – magicznej krainy ukrytej gdzieś na świecie – skąd została wypędzona w wyniku spisku. I tylko Oksa może sprawić, iż powróci ona do swojej ojczyzny. Czy dziewczynka zmierzy się ze swoim przeznaczeniem? Czy uda jej się spełnić pokładane w niej nadzieje? Czy cena, jaką przyjdzie jej zapłacić, nie będzie zbyt wysoka?

Bohaterów zdecydowanie nie można nazwać mocną stroną tej pozycji. Sama Oksa to całkowicie stereotypowa nastolatka. Jest zwariowana. Z najdrobniejszych sytuacji wyciąga dosyć dziwne wnioski, na które ja bym w życiu nie wpadła i szybko znajduje odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Co gorsza, jakimś cudem jej wymysły są trafione, choć nie zdarzyło się nic, co mogłoby wskazywać, że są czymś więcej niż wybujałą wyobraźnią dziecka! Natomiast rodzina Oksy oraz przyjaciele ze szkoły, byli dziwnie idealni i nie mogłam się u nich doszukać prawie żadnych wad. W powieści pojawiły się także stworzenia pochodzące z tajemniczej Edefii. Trzeba przyznać, że były one bardzo dziwne, ale też ogromnie zabawne, co można zaliczyć na plus.

Po tę książkę sięgnęłam z czystej ciekawości. Zainteresowała mnie fabuła, a także fakt, iż akcja toczy się w Londynie – mieście, które uwielbiam. Mój entuzjazm, gdy zaczynałam czytać, nie miał granic, jednak im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej się on zmniejszał. Autorki skupiły się głównie na przedstawieniu czytelnikowi domu Oksy oraz jej szkoły. Liczyłam na dokładniejsze opisy angielskiej stolicy, jednak pod tym względem się zawiodłam.

Przedstawiony w książce świat jest bardzo intrygujący, ale jednocześnie zbyt idealny. Ot, wszechobecna szczęśliwość ogarniająca wszystko wokół. Nawet gdy coś się psuło, chwilę później wracało do pierwotnej formy. W opowieść łatwo się wczuć, choć ma ona wiele wad. Jedną z nich jest wymieniona wyżej domyślność głównej bohaterki. Nic nie wskazywało na coś niezwykłego, a Oksa w którymś momencie zaczęła snuć bardzo dziwne myśli. Przeczytałam fragment kilka razy i nadal nie wiedziałam, skąd dziewczynka to wszystko wywnioskowała. Najbardziej zaskoczyło mnie jednak to, iż miała ona rację. Jakim cudem? Kolejnym minusem jest zachowanie Oksy, kiedy odkryła swoje umiejętności. Ja na jej miejscu śmiertelnie bym się bała i robiłabym wszystko, byle nikt się o tym nie dowiedział. Tymczasem ta bohaterka była naprzemiennie śmiertelnie przerażona i wniebowzięta, jakgdyby z dnia na dzień otrzymała milion dolarów.

Autorki mają dobry styl pisania. Książkę czyta się łatwo i szybko. Pojawia się mnóstwo magii, nie brakuje humoru, a także chwil grozy. Pisarki niepotrzebnie jednak stylizowały język na typowo młodzieżowy. Jestem zagorzałą przeciwniczką tego typu zabiegów. Jeśli autorki sądziły, że w ten sposób zyskają większe grono czytelników, otrzymały nieprawdziwe informacje. Mnie osobiście takowa stylizacja strasznie odrzuca i męczy.

Jednak każda książka musi mieć jakieś plusy. Zaletą tej pozycji jest okładka. Na pierwszym planie widzimy dziewczynkę w jasnej bluzce i krawacie. Nad jej dłonią unosi się kula ognia. W tle znajduje się Tower Bridge – jeden z symboli Londynu. U góry widnieją nazwiska autorek, poniżej napisany ozdobną czcionką tytuł, a pod nim podtytuł książki. Całość utrzymana jest w dość ciemnych kolorach, co tylko potęguje wrażenie tajemniczości. Książka została wydrukowana czytelną czcionką. Nie męczy ona wzroku i bardzo dobrze się ją czyta.

W powieści znalazło się także trochę błędów. Literówki, czasem jakieś nielogiczne zdanie lub brak znaków interpunkcyjnych. Na szczęście nie było ich zbyt wiele, dzięki czemu lektura okazała się przyjemniejsza.

Kolejnym plusem tej pozycji jest fakt, iż książka nie niszczy się zbyt szybko. Nawet noszenie jej w plecaku pośród podręczników, nie wyrządziło szkód i prawie nie widać na niej śladu używania.

Podsumowując, książka autorstwa Anne Plichoty i Cendrine Wolf to całkiem przyjemna powieść. Jednak bardziej spodobałaby się osobom w wieku głównej bohaterki. Jeśli autorkom chodziło o powtórzenie sukcesu J. K. Rowling, niestety, nie udało się. Przed nimi jeszcze długa i kręta droga, nim dosięgną autorce Harry’ego Pottera przynajmniej do pięt. Mimo wszystko nie żałuję przeczytania tej książki. Spędziłam przy niej całkiem przyjemne chwile i chętnie sięgnę po kolejne tomy serii, by przekonać się, co spotka Oksę Pollock.

Autor: Anne Plichota i Cendrine Wolf
Tytuł oryginału: Oksa Pollock L’Inespérée
Seria: Oksa Pollock tom I
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: październik 2011
Tłumaczenie: Karolina Sikorska
ISBN: 978-83-7554-301-8
Liczba stron: 640

wtorek, 11 września 2012

Cassandra Clare - Mechaniczny książę

Jeju, jak mnie tu dawno nie było... Ale cóż... nie bardzo mam czas ;( Druga klasa liceum = masakra! Już pierwszego dnia coś robiliśmy, mam tonę zadań domowych, a na dokładkę sprawdzian z całego oświecenia i dwie czy trzy kartkówki... Tak że recenzje będą dość rzadkim zjawiskiem, bo zależy mi na dobrych ocenach z przedmiotów ścisłych, czyli tych, które mi odpadają po tym roku. I muszę się ostro przyłożyć do angielskiego i historii, bo muszę je zdać na maturze na rozszerzeniu najlepiej, jak się da. A sam angielski jest mi bardzo potrzebny do mojego szurniętego planu ;> Ale przejdźmy do rzeczy, bo już wystarczająco was zanudziłam sprawami prywatnymi...


Trio znowu w akcji

Mechaniczny książę to druga część trylogii Diabelskie maszyny opowiadającej o losach Theresy Gray. Pierwszy tom pochłonęłam w mgnieniu oka. Jednak, jak wiadomo, z wieloma seriami jest tak, że kontynuacje są o wiele słabsze i nudne. Czy w tym przypadku można powiedzieć to samo? Przekonajcie się.

Tessa nadal przebywa w Londyńskim Instytucie Nocnych Łowców. Znalazła tam spokój i bezpieczeństwo. Niestety, okazuje się ono nietrwałe, bowiem pewne osoby chcą odsunąć Charlotte Branwell od kierowania Instytutem. Panna Gray byłaby wtedy zdana na siebie, stałaby się łatwym celem dla Mistrza. Z pomocą przyjaciół dziewczyna odkrywa, że jego wojna z Nocnymi Łowcami jest bardzo osobista i ma związek z tragedią, która spotkała go wiele lat wcześniej. Kolejnym problemem jest fakt, iż serce Tessy bije coraz mocniej dla Jamesa, mimo silnej tęsknoty za Williamem Herondale’em. Jak skończy się ta historia? Który z chłopców stanie się dla dziewczyny ważniejszy? Do czego potrzebuje jej Mistrz? I wreszcie – kim lub czym jest Tessa?

Po skończeniu Mechanicznego anioła z wielką niecierpliwością czekałam na ukazanie się kolejnego tomu trylogii. Gdy tylko zdobyłam egzemplarz, z wielkim entuzjazmem i ciekawością zaczęłam czytać, czego zdecydowanie nie żałuję.

Akcja książki nie ogranicza się tylko i wyłącznie do Londynu. Oprócz mrocznego serca wiktoriańskiej Anglii, autorka zabiera czytelnika także do Yorkshire, gdzie bohaterowie muszą się udać w pewnej sprawie, a ostatecznie wynika z tego powodu sporo zamieszania. Clare dokładnie opisuje Instytut w Yorku i wiele innych intrygujących swoją tajemniczością miejsc.

Elementem, który wprost uwielbiam w książkach Cassandry, są bohaterowie. Arogancki Will już w pierwszej części podbił moje serce. Tutaj jednak był trochę inny. Od razu widać, że mur, którym się otaczał, zaczął się walić, co spowodowało pewne zmiany w jego zachowaniu. Zawsze miły Jem również zdobył moją sympatię, choć jest bohaterem zbyt idealnym. Zaradna Tessa także daje się lubić. Henry’ego było mi trochę szkoda, a jego żona – Charlotte – niezmiennie przypomina mi jedną z moich znajomych, a ostatnio również Redaktorkę Naczelną Efantastyki. W powieści nie mogło oczywiście zabraknąć jednej z najciekawszych postaci, jakie kiedykolwiek poznałam – Magnusa Bane’a. Czarownik jak zwykle wywoływał uśmiech na mojej twarzy samym pojawieniem się.

Autorka stworzyła niesamowity i pełny niebezpieczeństw świat, który po raz kolejny całkowicie mnie pochłonął. Bez końca mogłabym czytać o Nocnych Łowcach walczących z demonami i broniących ludzi. Na dużą pochwałę zasługuje fakt, że przedstawione uniwersum nie jest idealne. Na każdym kroku można spotkać zdrajców, intrygantów czy dwulicowe postacie dbające tylko o własny interes.

Kolejnym plusem Mechanicznego księcia jest okładka. Widnieje na niej młoda kobieta w szaro-fioletowej sukni wprost z epoki wiktoriańskiej. Ciemne włosy luźno opadają jej na ramiona. Twarz pozbawiona jest emocji. Nad nią widnieje napisany ozdobną czcionką tytuł książki, a niżej nazwisko autorki. Na jasnym tle widać najróżniejsze tryby, a po lewej także litery jak z listu bądź jakiegoś dziennika. Całość stwarza wrażenie tajemniczości i przykuwa wzrok.

 Ku mojemu ubolewaniu, w powieści znalazło się sporo błędów. Zaczęło się bardzo dobrze, nie zauważyłam prawie niczego. Jednak im bardziej zagłębiałam się w książkę, tym więcej znajdowałam błędów. W wielu miejscach brakowało znaków interpunkcyjnych lub były nieodpowiednie. Jednak najbardziej kłuły w oczy literówki, od których roiło się w dalszych rozdziałach.

Powieść wydrukowana jest czytelną czcionką, którą dobrze się czyta, nie męczy ona wzroku. Przed każdym rozdziałem, którego tytuł napisany jest dużymi literami, znajdują się cytaty najróżniejszych twórców, zarówno XIX-wiecznych, jak i żyjących wiele lat wcześniej. Jest to ciekawy zabieg, który stanowi bardzo dobre wprowadzenie do tego, co czeka czytelnika na najbliższych stronach.

Warto zaznaczyć, że książka nie niszczy się zbyt szybko. Po przeczytaniu właściwie nie widać na niej żadnego śladu używania. Wygląda tak, jakby dopiero wyszła z drukarni.

Mechaniczny książę zdecydowanie dorównuje pierwszemu tomowi trylogii. Choć autorka skupiała się tutaj głównie na skomplikowanym wątku miłosnym i poszukiwaniach Mistrza, nie zabrakło szybkiej akcji i zapierających dech w piersi walk. Znalazło się także miejsce dla humoru zawartego w dialogach bohaterów oraz niektórych sytuacjach. Tym, którzy mieli już styczność z Diabelskimi maszynami, polecam drugą część, a osobom nie znającym twórczości Cassandry Clare, radzę szybko się z nią zapoznać.

Autor: Cassandra Clare
Tytuł oryginału: The Clockwork Prince
Seria: Diabelskie maszyny tom 2
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: maj 2012
Tłumaczenie: Anna Reszka
ISBN: 978-83-7480-249-9
Liczba stron: 464