wtorek, 2 września 2014

Arthur Golden - Wyznania gejszy


W moje 18 urodziny obejrzałam film "Wyznania gejszy", który zrobił na mnie spore wrażenie. Kiedy kilka miesięcy później odwiedziłam przyjaciółkę i zobaczyłam na jej półce książkę, wiedziałam, że muszę ją przeczytać.

Wyznania gejszy to opowieść o dziewczynie, która została sławną gejszą. Wszystko zaczyna się w 1929 roku w małej wiosce Yoroido. Chiyo ma wówczas 9 lat. Zostaje sprzedana przez ojca do renomowanej szkoły gejsz w Kioto, a jej starsza siostra, Satsu, trafia do burdelu. Mimo wielu trudności, Chiyo zostaje gejszą i przyjmuje imię Sayuri.

Książka napisana jest w narracji pierwszoosobowej. Oczami głównej bohaterki śledzimy jej życie w wiosce, a później w Kioto. Chiyo ukazuje nam życie gejszy "od kuchni". Obserwujemy jej kolejne losy, naukę muzyki, tańca, noszenia kimona, nakładania makijażu i mnóstwa innych czynności, nieodwołalnie związanych z życiem gejszy.

Autor pisze naprawdę dobrze. Ma barwny styl, ciekawie prowadzi opowieść i sprawia, że momentami czytelnik czuje się, jakby siedział naprzeciwko starszej kobiety i słuchał historii jej życia. Wprawdzie miałam czasem problem z wciągnięciem się w lekturę, ale w ostatecznym rozrachunku język, jakim posługuje się Golden, zrobił na mnie spore wrażenie.

Kolejną niewątpliwą zaletą "Wyznań gejszy" są bohaterowie. Polubiłam Chiyo już od pierwszych stron i śledziłam jej losy z zapartym tchem. Co więcej, doskonale rozumiałam jej odczucia. Na swojej drodze spotykała różnych ludzi. Mogę o nich powiedzieć jedno: wykreowane postacie były pełnokrwiste i do bólu realne. Bez problemu uwierzyłam w ich prawdziwość.

Jeśli zaś chodzi o świat przedstawiony, autor doskonale odtworzył realia Japonii z początków XX wieku. Odkrył przed czytelnikami skrawek innego świata - pełnego szeleszczących kimon i barwnych wachlarzy, a także uczuć i intryg ukrytych za maskami idealnie białego pudru.

Przez całą opowieść targały mną najróżniejsze emocje, przeżywałam wszystko razem z bohaterką. Oderwanie od domu w bardzo młodym wieku, wyboistą drogę prowadzącą od zwykłej służącej do zostania prawdziwą gejszą, wieczory wypełnione przyjęciami i zabawianiem gości. Śledziłam wszystkie jej wzloty i upadki, czułam autentyczny strach i niepewność o przyszłość bohaterki, kiedy wybuchła  II wojna światowa. Byłam świadkiem bolesnych rozczarowań oraz ziszczonych marzeń. W ciągu kilku dni spędzonych z książką, przeżyłam całe życie w trudnych, brutalnych czasach i gorąco trzymałam kciuki, by wszystko skończyło się dobrze. W końcu dotarłam do końca - raczej zwięzłego opowiedzenia dalszego ciągu historii - i poczułam swego rodzaju smutek i melancholię.

Muszę przyznać, że książka skłoniła mnie do pewnych rozmyślań na temat życia, mojej własnej egzystencji i problemów, z którymi się borykam. "Wyznania gejszy" pozwoliły mi spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy i bez wahania mogę stwierdzić, że trochę mi to pomogło.

Nie wiem, czy ta książka skłoniła kogokolwiek do głębszych rozmyślań, ale chcę powiedzieć tylko jedno: całym sercem polecam tę książkę z nadzieją, że na kimś jeszcze zrobi takie wrażenie, jak na mnie.

Autor: Arthur Golden
Tytuł: Wyznania gejszy
Tytuł oryginału: Memoirs of a Geisha
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2005
Tłumaczenie: Witold Nowakowski
ISBN: 83-7359-426-4
Liczba stron: 463
____________________
Na koniec chciałabym jeszcze zaznaczyć, że po przeczytaniu książki naprawdę warto obejrzeć film i zachęcam do tego wszystkich. A teraz jeden z niesamowitych utworów z filmu.


czwartek, 17 lipca 2014

Eva Völler - Magiczna gondola

Ok, po dłuższej przerwie wrzucam recenzję. Mieli być Tancerze burzy i Wyznania gejszy, ale jest to. Reszta wkrótce.

Duże oczekiwania i równie wielki zawód

Podróże w czasie fascynują i nie ma co do tego wątpliwości. Powstało już mnóstwo dzieł traktujących o tym temacie. Ostatnio sięgnęłam po "Magiczną gondolę", do której ciągnęło mnie już od dłuższego czasu. Miałam co do tej książki naprawdę spore oczekiwania, jako że opis nie zdradzał zbyt wiele fabuły, ale, niestety, zawiodłam się.

Siedemnastoletnia Anna spędzająca z rodzicami wakacje w Wenecji zauważa pewnego dnia czerwoną gondolę, podczas gdy wszystkie powinny być czarne. Później, w czasie parady historycznych łodzi, wpada do wody, a młody mężczyzna wciąga ją na pokład czerwonej gondoli, którą widziała już wcześniej. W chwilę później świat rozmywa się dziewczynie przed oczami. Anna budzi się w przeszłości.

Wszystkie wydarzenia obserwujemy z perspektywy głównej bohaterki, więc język dostosowany jest do jej wieku. Styl pisarki jest dobry. I tyle. Niczym specjalnym się nie wyróżnia, nie sprawia, że nie możemy odłożyć książki na bok. Jest po prostu zwykły.

Jeśli chodzi o świat przedstawiony, nie można zaprzeczyć, że autorka ma wiedzę teoretyczną na temat renesansu we Włoszech. Książka jest pełna opisów realiów tamtych czasów, dzięki czemu mamy w miarę dobry obraz miejsca wydarzeń. Niestety, patrząc na akcję, od razu widać, że autorka zupełnie zaprzepaściła potencjał tej opowieści. Renesansowe Włochy to idealne miejsce na emocjonujące przygody, niebezpieczeństwa za każdym rogiem, przyjęcia w pełnych przepychu pałacach czy też mordercze intrygi. Oprócz wiedzy historycznej, w miarę sprawnie wprowadzonej w opisy miejsc odwiedzanych przez Annę, cała reszta leży. Autorka próbowała, ale poniosła sromotną klęskę. Miała być fascynująca opowieść o podróżach w czasie - wyszła bezbarwna opowiastka, jakich wiele.

Bohaterowie również nie powalają. Właściwie wszystkich można opisać jednym słowem - nijacy. Nie wyróżniają się niczym konkretnym, z trudem doszukuję się u nich jakichś cech charakteru, które pozwoliłyby ich odróżnić od siebie, a przede wszystkim zapamiętać. Ale nic z tego. Annę można lubić chyba jedynie za to, że nie jest aż tak wyidealizowana, jak większość głównych bohaterek - jak dowiadujemy się na początku, dziewczyna powtarza klasę - ale też nie jest kompletną łamagą i przynajmniej próbuje robić coś sama zamiast czekać na księcia, który wyratuje ją z opresji i ocali świat. Natomiast Sebastiano zyskał namiastkę mojej sympatii chyba tylko przez swój wygląd. Niestety, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że jest on nieudaną kalką Gideona de Villiers z Trylogii Czasu. O reszcie bohaterów nie da się powiedzieć nic odkrywczego. Wszystkim bez wyjątku brakowało czegoś, co uczyniłoby ich bardziej "żywymi".

Kolejna rzecz, która bardzo mnie uderzyła, to wątek miłosny. Sebastiano pojawił się w książce zaledwie kilka razy i właściwie niewiele zrobił, a w dodatku on i Anna niewiele rozmawiali, dlatego nie mam najmniejszego pojęcia, jakim cudem dziewczyna nagle stwierdziła, że się w nim zakochała. Co dziwniejsze - okazuje się, że z wzajemnością. Można to odczuć tak, jakby autorka nagle w połowie pisania książki stwierdziła "A niech tam! Niech się w sobie zakochają!" i faktycznie tak zrobiła, ignorując fakt, że to z niczego nie wynika. Chyba, że to "zakochanie" jest równie płytkie, co ich charaktery. Koniec końców Eva Völler zadała czytelnikom cios w twarz łopatą i założę się, że nie tylko ja tak to odczułam.

Podsumowując, wszystko w tej książce jest niedopracowane. Pomysł był dobry, opis nie zdradzał zbyt wiele fabuły, rodząc nadzieję na niesamowitą przygodę, a tymczasem tylko ukrywał niedociągnięcia. W "Magicznej gondoli" zdecydowanie zabrakło mi tej magii. W mojej opinii było tam zbyt wiele bezsensownego chodzenia z jednego miejsca na drugie, a za mało akcji. Mimo wszystko książkę czytało się całkiem przyjemnie, jeśli nie zwracało się tak wielkiej uwagi na wszelkie braki. Chyba nawet zaryzykuję przeczytanie drugiej części, choć nie sądzę, żeby autorka jakoś znacząco się poprawiła. Chociaż... może mnie zaskoczy.

Tytuł: Magiczna gondola
Tytuł oryginału: Zeitenzauber: Die magische Gondel
Autor: Eva Völler
Wydawca: Wydawnictwo Egmont
Data wydania: 19 września 2012
Tłumacz: Agata Janiszewska
Liczba stron: 464

środa, 18 czerwca 2014

Stosik nr 2 & garść nudnych informacji :P

Przez cały czas mojej nieobecności, trochę się tego wszystkiego zebrało. A więc... jedziemy z koksem ^^


1. John Flanagan - Drużyna. Najeźdźcy - recenzja [TUTAJ]

2. Jay Kristoff - Tancerze burzy - kupione w zeszłoroczne wakacje i dawno przeczytane - recenzja w trakcie pisania.

3. Edgar Allan Poe - Opowieści kryminalne i tajemnicze - kupione w tym samym dniu co Tancerze burzy <Boże,  błogosław Empik za promocję " 3 za 2">

4. Dan Krokos - Obca pamięć - prezent mikołajkowy od koleżanki z klasy.

5. Suzanne Collins - Igrzyska śmierci - kupione za resztę mojego kieszonkowego, bo brat chciał przeczytać, a w bibliotece oczywiście nie było. Ja osobiście nie przepadam za narracją w czasie teraźniejszym, ale skoro już książkę kupiłam i praktycznie jest moja, to postaram się przeczytać.

6. Arthur Golden - Wyznania gejszy - pożyczone od przyjaciółki - 3/4 przeczytane, niedługo będzie recenzja.

7. Sebastian Uznański - Żałując za jutro - kolejny prezent mikołajkowy (lepiej nie komentować, jak dawno to było...)

8. Cassandra Clare - Miasto zagubionych dusz - Wygrana w konkursie na fanpage'u Wydawnictwa MAG na facebooku.

9. Mikkel Birkegaard - Biblioteka cieni - prezent od koleżanki.

10. Cassandra Clare - Miasto kości - kupiona specjalnie na potrzeby mojej prezentacji maturalnej (wcześniej czytałam ebooka). Recenzja [TUTAJ].


11. Terry Goodkind - Pierwsza spowiedniczka - kolejny prezent od koleżanki.

12. John Green - Gwiazd naszych wina - Nie pamiętam kiedy ją kupiłam, ale jest już dawno przeczytana.

13. Wielka gramatyka języka angielskiego - kupiona w związku z maturą rozszerzoną z angielskiego - recenzja będzie niedługo.

14. Koreański. Kurs podstawowy - kupiony w styczniu (rozwinięcie tematu => info nr 2)

15. Koreański. 600 fiszek. Trening od podstaw - j.w.


Informacja nr 1.

W tym roku zdecydowałam się na wzięcie udziału w Camp NaNoWriMo (National Novel Writing Month). Dla ciekawych: link do stronki fb polskiej grupy biorącej udział w NaNoWriMo [LINK]
Nie zamierzam pisać powieści od podstaw, mam zamiar przepisać i poprawić moją pierwszą powieść (a przynajmniej to, co już zostało napisane) i osiągnąć wynik 50.000 słów w ciągu miesiąca. Camp trwa przez cały lipiec. Mam nadzieję, że uda mi się osiągnąć cel i nie zgubić po drodze motywacji.
Trzymajcie kciuki!

Informacja nr 2.

Niewiele osób o tym wie, ale zawsze miałam słabość do kultury azjatyckiej, architektury, strojów i w ogóle wszystkiego. Ale nigdy nic nie mówiłam. Wiecie jak to jest - większość ludzi się wyśmiewa, że ktoś interesuje się Azją - no chyba, że tylko w moim otoczeniu tak jest.
Tak czy siak, rok temu zainteresowałam się krajami azjatyckimi na poważnie - na początku Japonią (wszystko przez przyjaciółkę), ale we wrześniu 2013 odkryłam Koreę i już przy niej zostałam. I jak widać, na chwilę obecną zwisa mi, że ktoś się będzie nabijał.
Ale do czego zmierzam - myślę o tym cały czas i wydaje mi się, że dobrym pomysłem będzie wkręcenie na tego bloga trochę więcej tematyki azjatyckiej. Obok wszystkich książek, które recenzuję, z czasem spróbuję wpleść trochę książek o tematyce azjatyckiej, może jakieś czasopisma, filmy, a może odbije mi na tyle, że zacznę recenzować mangi, manhwy, anime itp. Ale na chwilę obecną - pożyjemy, zobaczymy.

Informacja nr 3.

Właściwie mogłam to podpiąć pod poprzednie info, ale żeby nie pomieszać - od początku istnienia bloga, czyli od lutego 2012, skupiałam się tylko i wyłącznie na książkach. Myślę, że z czasem zacznę recenzować też filmy, muzykę i cokolwiek wpadnie mi w ręce.

No cóż... wygląda na to, że na dzisiaj to wszystko. Czekajcie cierpliwie na recenzje!!

Na koniec - nie śmiejcie się - wrzucam jeden z moich ulubionych kawałków mojego ulubionego koreańskiego zespołu xDD



czwartek, 12 czerwca 2014

Powrót

Witam.

Wracam po dłuuuugiej przerwie i zmianie adresu bloga. Koniec końców brakowało mi tego pisania recenzji i tęskniłam za blogosferą. Ale już jestem z powrotem. Mam nadzieję, że na stałe.

Na blogu przed chwilą zawisła nowa recenzja, a w najbliższym czasie spodziewajcie się recenzji następujących pozycji:

1. Jay Kristoff - Tancerze burzy

2. Arthur Golden - Wyznania gejszy

A co dalej? Zobaczymy! W każdym razie mam jeszcze sporo nieprzeczytanych książek na półce i jeszcze więcej pomysłów na urozmaicenie bloga.

John Flanagan - Najeźdźcy

Czaple powracają

W ostatnim czasie przeczytałam zbyt wiele książek dla młodzieży opierających się na miłości pomiędzy ludźmi a mitycznymi, nieistniejącymi istotami, takimi jak wampiry, wilkołaki, anioły lub jeszcze dziwniejsze stwory. Przez te wszystkie historie czuję już przesyt, który odbiera mi ochotę na czytanie powieści należących do szeroko pojętej fantastyki. Po przeczytaniu Wyrzutków, pierwszego tomu trylogii Drużyna pióra Johna Flanagana, postanowiłam sięgnąć po część drugą z nadzieją, że pozwoli mi się odciąć od wymienionych wyżej wątków. Pod tym względem Najeźdźcy mnie nie zawiedli.

Akcja rozpoczyna się bezpośrednio po zakończeniu wydarzeń z pierwszej części, w której to Czaple udowodniły wszystkim, że są godne miana prawdziwych wojowników. Radość ze zwycięstwa nie trwała jednak długo, bo największy skarb Skandian – Andomal – został skradziony przez pirata Zavaca. Aby odzyskać honor, chłopcy zdecydowali się wyruszyć w pogoń za złodziejami, ryzykując własnym życiem. Zadanie utrudniała im zarówno pogoda, jak i brak doświadczenia. Ot, niewielka grupka młodzieńców z pomocą kaleki Thorna miała stanąć do walki z o wiele od nich silniejszymi i lepiej uzbrojonymi piratami. Jakie są szanse powodzenia tej misji? Czy chłopcom uda się odzyskać Andomal? Czy wrócą do domu? Odpowiedzi szukajcie w drugim tomie poczytnej trylogii Johna Flanagana.

W Wyrzutkach drużyna Czapli miała stosunkowo łatwe zadanie w porównaniu z tym, co czekało ich teraz. Warunki pogodowe zmusiły chłopców do przerwania pościgu za Zavaciem i zatrzymania się w zacisznej zatoczce. Dało im to szansę na dopracowanie swoich umiejętności pod okiem Thorna – niegdyś wspaniałego wojownika. Czaple muszą bardzo szybko dojrzeć, wykazać się wielką odwagą i nauczyć się sprawnie współpracować w grupie. W końcu walka z piratami to nie to samo, co konkurowanie z rówieśnikami.

Już na początku książki uderzyła mnie pewna rzecz. Skoro od pamiętnego zwycięstwa oraz kradzieży Andomala minęło zaledwie dziesięć dni, podczas których Czaple mknęły przez morze, ścigając okręt Zavaca, jak to się stało, że tak się zmieniły? Jak to się stało, że Hal, świetny skirl o niesamowitych umiejętnościach przywódczych, nagle potrzebował napomnienia od Thorna, aby zająć się chłopakami? Podczas czytania pierwszej części kreacja bohaterów bardzo mi się podobała. Każda postać była inna, miała przypisane konkretne cechy i łatwo się z nimi utożsamiałam. Tymczasem teraz odniosłam wrażenie, że w Najeźdźcach to po prostu leży. Fakt, pojawili się również nowi bohaterowie. Warto wspomnieć o Lydii, dziewczynie pięknej, samodzielnej i zupełnie niepodobnej do swoich rówieśniczek. Jednak nie mogę się wyzbyć uczucia, że charaktery chłopców zostały gdzieś w tyle, najpewniej utonęły w morzu podczas sztormu.

Akcja również pozostawia wiele do życzenia. Pierwsza część wciągnęła mnie od samego początku. W przypadku Najeźdźców miałam spory problem, żeby wczytać się na tyle mocno, aby nic nie było w stanie odciągnąć mnie od lektury, co niestety działo się nazbyt często. Czytanie strasznie mi się dłużyło, a dopiero w drugiej połowie książki zaczęło się robić ciekawiej. Całość nie wniosła zbyt wiele do wątku głównego, jakim jest odnalezienie Andomala. Opowiedziana historia była w mojej opinii po prostu nudna. Czułam, jakby była pisana na siłę, jakby autor starał się za wszelką cenę rozciągnąć opowieść do rozmiarów trylogii.

Język autora jest jak zwykle bardzo prosty i przystępny, dostosowany do młodego czytelnika. Z jednej strony jest to duża zaleta, autor nie stosuje żadnej skomplikowanej stylistyki i trudnych do zrozumienia słów. Jednak równie dobrze można to zapisać na minus. Książka stanowi łatwą, dobrą rozrywkę, ale nie rozwija słownictwa młodych ludzi.

Na szczęście Najeźdźcy mają również niepodważalne plusy. Historia opisywana przez Flanagana ma bowiem dużą wartość, jeśli chodzi o przekaz. Mówi o honorze, przyjaźni i wielu istotnych elementach, o których zdajemy się zapominać w codziennym życiu.

Okładka utrzymana jest w barwach cieplejszych niż w przypadku Wyrzutków. Odcienie żółci, czerwieni i brązu doskonale ze sobą współgrają. Bardzo podoba mi się ozdobny motyw okalający tytuł serii. Całość z całą pewnością przykuwa wzrok i wprowadza odpowiedni klimat.

W książce nie znalazłam zbyt wielu błędów. Trochę nielogicznych zdań, przecinki w nieodpowiednich miejscach. Nie przeszkadzało to jednak w czytaniu, z czego bardzo się cieszę. Czcionka również dobrana była dobrze, nie męczyła wzroku.

Podsumowując, Flanagan stworzył kolejną dobrą historię, jednak zaczynam odnosić wrażenie, że pisze na siłę. Mimo wszystko, mogę polecić Najeźdźców wszystkim fanom twórczości tego autora. Faktem jest również to, że drugi tom Drużyny może przypaść do gustu dziewcząt bardziej niż pierwsza część, jako że pojawia się Lydia, która z pewnością zyska sympatię czytelniczek.

AutorJohn Flanagan
TytułNajeźdźcy
Tytuł oryginałuBrotherband: The Invaders
WydawnictwoJaguar
Data wydaniawrzesień 2012
SeriaDrużyna
TłumaczenieZuzanna Byczek
ISBN978-83-7686-123-4
Oprawamiękka

Za egzemplarz recenzencki dziękuję 
Wydawnictwu Jaguar

Recenzja do przeczytania również tutaj:
http://efantastyka.pl/art_najezdzcy-john-flanagan